Lari Lu - 11 [recenzja]
Autor: Czak Wojciech
Tracklista albumu 11
01. Smok
02. 11
03. Serce
04. Ha Ha
05. Nad ziemią
06. Rana
07. Biała noc
08. OOBE
09. Strzelec
10. Meduzy
11. Las
|
Najnowyszy nabytek polskiej muzyki pop, przyszedł po cichu, bez echa, bez szans na rozpoznanie. A jednak wgryzł się w naszą świadomość i żywym ogniem wypalił w niej swoje własne miejsce.
Świeży krążek Nad Ziemią byłej wokalistki Varius Manx, wypełniony jest po brzegi, ezoterycznymi dźwiękami, charakteryzuje się zarówno ulotnością, emocjonalną delikatnością jak i elektronicznym racjonalizmem. Całość początkowo, zdaje się być ciężkim jednolitym doświadczeniem, które dopiero z czasem buduje pozytywne wspomnienia, krok po kroku, dostaje się do krwioobiegu, aktywując endorfiny i z minuty na minutę uzależniając.
W szczególności pamiętny jest sam początek płyty, trzy pierwsze tytuły. To właśnie Smok, 11, Serce rozdają karty i dyktują warunki dalszego odsłuchu. Przejmujące teksty, którym pieczołowity wokal dodaje autenyczności, zabierają nas w zmysłową podróż, to wizja świata którą chce nam pokazać Lari Lu. To muzyczny świat tajemnic, pełen nieskrępowanych myśli, wiodący ku ścieżce przyjemności, otulający nasze pragnienia. Wszechobecna elektronika, tylko pogłębia uczucie muzycznego spełnienia. Cały początek, te 11 minut, wiele mówi o samym albumie, wystarczy dobrze się wsłuchać, bo po odsłuchaniu całości, dość często będziemy myślami zaglądać w te rejony. Co wcale nie oznacza, że przy pobudzonym apetycie reszta dorobku Lari Lu, nie będzie w stanie go zaspokoić.
Małą drzazgą w oku, momentem zawahania jest utwór Ha Ha, który na krótką chwilę wyrywa nas z tej przedziwnej wizji świata. Natomiast Nad Ziemią tytułowy utwór, Rana, Biała noc, Oobe i Strzelec, znajdują się na liście tych ulubionych zaraz po. Odkrywamy tutaj połacie nowych dźwięków, emocji i doświadczeń. Doskonałe połączenie wokalnego neofolku z wariacją wolniejszego dubstepu w Biała Noc, budzi przyjemne skojarzenia ze świeżością polskiej produkcji. Rana to przykładna, dobrze przemyślana ballada, która jedynie podkreśla, już wypracowany klimat osamotnienia. Oobe wprawdzie przez chwilę zaskakuje intensywnym refrenowym nadzieniem, choć całość niestety okazuje się krucha i mało wyrazista. Wolniejszy niż wcześniejszy utwór, Strzelec wprawia w ruch nasze "kubki słuchowe". Świadomie przykuwa całą naszą uwagę, pięknie skrojonym, odrobinę orientalnym podkładem.
Kończące płytę całkiem dobre Meduzy przygotowują nas do powolonego wejścia w trans, który to zaserwują nam dźwięki z ostatniego utworu Las. Buddystyczne element połączone z dźwięki fauny i flory małopolskiego przydrożnego lasu, zabierają nas w końcowy etap tej przedziwnej a zarazem pięknej i duchowej podróży, która może świata nie zdobędzie, ale z pewnością całkowicie zawładnie sporą rzeszą serc.
0 komentarze: