Mroczny, rockowy, kobiecy Warpaint [recenzja]
Trzy niepozorne kalifornijskie dziewczyny pokazują swoje mroczne, rockowe oblicze w drugim (naprawdę) długogrającym albumie, zatytułowanym po prostu Warpaint.
O dziewczynach można było usłyszeć chociażby za sprawą ich pierwszego albumu lub BBC, które wyszczególniło zespół w ramach Sound of 2011. Wtedy obroniły się. Bronią się także i teraz.
Nie znajdziemy na tym krążku mocnego uderzenia, przebojowego rockowego utworu. Ale czy w ogóle ktoś chciałby usłyszeć takie numery w wykonaniu Warpaint? Mroczność, melancholijność, gitarowość, delikatność, to zaledwie kilka słów opisujących ten materiał. Przeplatające się kobiece głosy, wyrazisty bas i to ‘coś’, co nie pozwala oderwać się od tego albumu. Słuchając, ma się wrażenie, że dziewczyny po prostu spotkały się, usiadły przy instrumentach i tak po prostu grają… Przy tych dźwiękach można złapać trochę oddechu i czekać na kolejne, wiosenno-muzyczne premiery.
Określany jako jeden z najbardziej alternatywnych współczesnych, kobiecych zespołów zaprezentuje się latem na gdyńskiej scenie w ramach trzynastej edycji Open’er Festival. Wiemy jak panie brzmią na płycie, więc to będzie idealna okazja przekonać się, jak Warpaint wypada na żywo.
0 komentarze: