Patrick the Pan - ...niczym jak liśćmi [recenzja]
Autor: Karolina Łojko
…niczym jak Patrick: Nową płytą Piotr vel Patrick the Pan udowadnia, że już na pewno nie można nazywać go „chłopcem od smutnych piosenek”.
Mogliśmy przewidywać jak będzie brzmieć nowa płyta Patricka the Pan. Lunatique umieszczony jeszcze z wersji live na poprzednim albumie czy singlowy Dare, dawały jasny sygnał: będzie mocniejsze granie. Tylko gdzie ta cudowna melancholia z Something of the end? Spokojnie, tutaj niczego nie zabraknie.
Ta płyta to istny rollercoster. Miesza się spokój i wyciszenie z intensywnym, wręcz momentami psychodelicznym graniem. Słysząc taką różnorodność, można stwierdzić, że materiał niespójny, układ piosenek nieodpowiedni. Nic z tych rzeczy. Tutaj każda, nawet najmniej słyszalna nutka ma swoje miejsce. Właśnie zestawienie utworów w taki, a nie inny sposób, nie pozwala się słuchaczowi nudzić. A to w muzyce jest chyba najważniejsze.
Na początku głosem jak z gry komputerowej Patrick każe zdjąć, wyłączyć i zobaczyć. W takim razie zasiadam w fotelu i zupełnie nie mam pojęcia czego się spodziewać, niczym jak tytułowe liście. Zaczyna się bardzo spokojnie i delikatnie. Niech was to nie zmyli. #idiots to już konkretne, rockowe granie. Podobnie jak singlowy Dare. Najbardziej mroczna i jednocześnie zaskakująca kompozycja na tej płycie. Melancholijny wokal przeplata się z mocnymi, przyprawiającymi o dreszcze wstawkami. Do tego wszystkiego tekst i teledysk. Tym utworem Piotr udowodnił, że nie boi się ryzykować, za co wielkie słowa uznania. Jednak żeby nie było za poważnie, mamy na przykład taki utwór jak Pikselove. Mówiący o wirtualnym świecie, w którym przecież żyjemy, ale w taki sposób, że uśmiech sam pojawia się na twarzy. Dopełnieniem tej spokojnej części są jeszcze The Ballad of an Elephant, Lewiwa i I know How Am I Going to End. Uspokajają, czarują i przypominają czym Patrick zachwycał nas na pierwszej płycie.
Niedopowieści i Lunatique to jak dla mnie faworyci tego albumu. Lunatique znałam już wcześniej. Był dołączony jako dodatek live do reedycji Something of the End. Pomyślałam wtedy: jak Patrick planuje nagrywać w przyszłości w takim tonie, to będzie bardzo ciekawie. Tylko, że do Something… ta piosenka nie pasowała. Była tylko bonusem. Tutaj ma swoje pełnoprawne miejsce. Rozkręca się, jak rozkręca się jej autor. Jest idealnym szyldem tego krążka. Natomiast idealnym hitem tego wydawnictwa jest kolaboracja z Dawidem Podsiadło, czyli utwór Niedopowieści. Dobrze zagrane (szczególnie puzon w wykonaniu Dawida) i zaśpiewane w lekko psychodelicznym klimacie. Singiel wymarzony. Nic, tylko niech podbija listy przebojów. Należy się.
Historia tego chłopaka jest niezwykła. Od miętowego salonu i wielkich marzeń, do spełnienia ich i nagrania, już teraz dwóch albumów. …niczym jak liśćmi jest płytą w pełni przemyślaną i zdecydowanie dojrzalszą muzycznie niż Something of the End. Tutaj każdy szczegół jest ważny i istotny. Przy tym jednak, Patrick nie traci tego co w nim najlepsze. Cudownych kompozycji i może lekko leniwego, ale za to ciepłego wokalu. Ewidentnie otwiera się nowy rozdział w karierze Piotra. Rozdział pod szyldem nieoczywistej, wciągającej, ale przede wszystkim kapitalnej płyty. Nie o miłości. O miłości. O zwierzętach. O ludziach. O was.
0 komentarze: