Milky Wishlake: Cieszę się, że udało mi się przebić do świadomości niektórych ludzi [wywiad]
Milky Wishlake to młody, niezwykle obiecujący producent, wokalista, kompozytor i pianista. Zadebiutował pod koniec tego roku samodzielnie wyprodukowaną, 20-minutową EP–ką Five Contemporary Songs, która zwróciła uwagę środowiska muzycznego. Sam artysta wśród inspiracji wymienia przede wszystkim Queen, Jamiroquai, Talk Talk i Bjork, z kolei dziennikarze stawiają go obok Sohna, Burial czy How To Dress Well.
Z artystą rozmawiamy jeszcze przed wydaniem longplaya. Z kilku pytań dowiadujemy się między innymi: skąd pomysł na jego pseudonim sceniczny, jakiej muzyki słucha na co dzień oraz nieco o polskiej scenie muzycznej.
Milky Wishlake... oryginalnie, skąd pomysł na nazwę?
Milky Wishlake
„Milky” - tak nazywał mnie mój kolega, gitarzysta na studiach w Rotterdamie, z którym to tworzyłem swój pierwotny zespół. Natomiast „Wishlake” wymyśliłem dawno temu na wypadek, gdyby kiedyś udało mi się spełnić dziecięce marzenia i zostać międzynarodową gwiazdą rocka. (śmiech) Po prostu zastanawiałem się, jak moje polskie nazwisko powinno się czytać zangielszczone, a około półtora roku temu postanowiłem tworzyć już jako nowo narodzony Milky Wishlake.
SO!MUSIC
Jesteś jednym z najświeższych nabytków kuźni talentów jaką jest Nextpop. Jak rozpoczęła się wasza współpraca?
Milky Wishlake
To wszystko zaczęło się gdy wróciliśmy z koncertu, który graliśmy w grudniu, jeszcze niezależnie w Warszawie. I kładąc się spać pomyślałem, że jutro znów trzeba będzie zaczynać walkę o przetrwanie w tym, nie oszukujmy się, trudnym muzycznym świecie - oczywiście jako artysta, którego mało kto zna i mało kto mu pomaga. Coś mnie jednak tknęło, żeby sprawdzić jeszcze mój fanpage na Facebooku. Okazało się, że w mojej skrzynce znajduje się wiadomość od Roberta Amiriana, który wracał akurat z trasy koncertowej z Fismollem i słuchając nowych rzeczy na YouTube natknął się na Games. Generalnie nie wiedział nawet, że jestem Polakiem, zauważył to dopiero po komentarzach pod klipem. Praktycznie dwa dni później spotkaliśmy się w Warszawie, od razu pojawiła się nić porozumienia i tak się zaczęło.
SO!MUSIC
W plebiscycie SO!MUSIC pojawiłeś się ze swoją EP-ką i trafiłeś od razu na podium. Czyli jest nadzieja, że publiczność otworzy się na taką muzykę?
Milky Wishlake
Oczywiście, że jest nadzieja. Ludzie chłoną nowe rzeczy i czekam na ten moment, kiedy w końcu pozbędziemy się tego „jak na polskie warunki, to to jest świetne”. Jakie „polskie warunki”? Muzyka to rzecz charyzmatyczna – czy ktoś odróżnia dobrych holenderskich dj'ów od francuskich? Albo od dobrych polskich? Mamy te same syntezatory, te same programy, używamy tych samych mikrofonów i tak dalej – co miałoby pójść gorzej? Ta mentalność „dobre, a polskie” działa też w inną stronę, bo możemy dać komuś kredyt zaufania tylko dlatego, że nie słyszeliśmy czegoś wcześniej, bo nie znamy kontekstu światowego.
SO!MUSIC
Materiał na EP-ce jest bardzo zróżnicowany. To dlatego, że nie chcesz być zaszufladkowany?
Milky Wishlake
Trochę tak. Przede wszystkim początkowo Milky Wishlake miał być takim parasolem dla mnie, pod którym mógłbym tworzyć rzeczy z pogranicza różnych gatunków, sprawdzać się jako producent, a także zapraszać innych artystów do współpracy. Miał być stworzony także dlatego, ponieważ chciałem odseparować swoje około-jazzowe granie, jak również materiał z poprzedniego zespołu. Ale powstał utwór Games (zupełnie przez przypadek) i po kilku miesiącach zaczęto się interesować utworem, co naturalnie stworzyło we mnie silną potrzebę kontynuacji w postaci EP. Mimowolnie oznajmiłem, że EP-ka już niedługo, nie spodziewając się jakiegoś dużego odzewu. Jednak drugi utwór wypuściłem dopiero po pół roku, ponieważ w międzyczasie pracowałem nad muzyką do tanecznego filmu krótkometrażowego Migracje III - właśnie przy pracy nad tym filmem narodziła się jakaś głębsza koncepcja dotycząca EP i dojrzała decyzja o wejściu w to obiema nogami. Tak też powstała Sayaka - była to piosenka ściśle zainspirowana solówką tancerki w filmie. Mam taką zasadę w tworzeniu, że piosenka zawsze jest na pierwszym miejscu – nie chodzi tutaj o mnie, a o zadośćuczynienie pomysłowi. Staram się też nie ograniczać gatunkowo, bo jest to dla mnie zwyczajnie nudne. Generalnie, drażni mnie w dzisiejszej muzyce, jeśli nie słyszę wyraźnej idei. Co innego, że mogę też tej idei nie rozumieć (śmiech). Nie rozumiem też w ogóle filozofii tworzenia wypełniaczy, czyli sytuacji gdy mamy trzy hity, a reszta to jakieś makaronowe utwory (świetny przykład to debiut MGMT). Kiedyś czytałem wywiad z wokalistą z R.E.M., w którym powiedział, że on się już nie przejmuje aż tak pisaniem "najlepszych" piosenek, bo kiedyś w rozmowie z Bono usłyszał, że "nie każda Twoja piosenka musi być najlepsza, więc nie musisz się tak spinać". Nie rozumiem takiego podejścia. Bliżej mi do wolności, którą reprezentował zespół Queen. Pewnie brzmię jak bufon...
Materiał na EP-ce jest bardzo zróżnicowany. To dlatego, że nie chcesz być zaszufladkowany?
Milky Wishlake
Trochę tak. Przede wszystkim początkowo Milky Wishlake miał być takim parasolem dla mnie, pod którym mógłbym tworzyć rzeczy z pogranicza różnych gatunków, sprawdzać się jako producent, a także zapraszać innych artystów do współpracy. Miał być stworzony także dlatego, ponieważ chciałem odseparować swoje około-jazzowe granie, jak również materiał z poprzedniego zespołu. Ale powstał utwór Games (zupełnie przez przypadek) i po kilku miesiącach zaczęto się interesować utworem, co naturalnie stworzyło we mnie silną potrzebę kontynuacji w postaci EP. Mimowolnie oznajmiłem, że EP-ka już niedługo, nie spodziewając się jakiegoś dużego odzewu. Jednak drugi utwór wypuściłem dopiero po pół roku, ponieważ w międzyczasie pracowałem nad muzyką do tanecznego filmu krótkometrażowego Migracje III - właśnie przy pracy nad tym filmem narodziła się jakaś głębsza koncepcja dotycząca EP i dojrzała decyzja o wejściu w to obiema nogami. Tak też powstała Sayaka - była to piosenka ściśle zainspirowana solówką tancerki w filmie. Mam taką zasadę w tworzeniu, że piosenka zawsze jest na pierwszym miejscu – nie chodzi tutaj o mnie, a o zadośćuczynienie pomysłowi. Staram się też nie ograniczać gatunkowo, bo jest to dla mnie zwyczajnie nudne. Generalnie, drażni mnie w dzisiejszej muzyce, jeśli nie słyszę wyraźnej idei. Co innego, że mogę też tej idei nie rozumieć (śmiech). Nie rozumiem też w ogóle filozofii tworzenia wypełniaczy, czyli sytuacji gdy mamy trzy hity, a reszta to jakieś makaronowe utwory (świetny przykład to debiut MGMT). Kiedyś czytałem wywiad z wokalistą z R.E.M., w którym powiedział, że on się już nie przejmuje aż tak pisaniem "najlepszych" piosenek, bo kiedyś w rozmowie z Bono usłyszał, że "nie każda Twoja piosenka musi być najlepsza, więc nie musisz się tak spinać". Nie rozumiem takiego podejścia. Bliżej mi do wolności, którą reprezentował zespół Queen. Pewnie brzmię jak bufon...
SO!MUSIC
A Ty jakiej muzyki słuchasz?
Milky Wishlake
Przez cztery lata studiów grając na fortepianie nie słuchałem praktycznie niczego oprócz jazzu w salach prób. Wcześniej słuchałem wielu rzeczy – od jazzu, pop'u, metalu, wszelkich odmian hardcore'u, matematycznego rocka, indie... Jest to niekończąca się opowieść. Potrafiłem słuchać do dziesięciu płyt dziennie i praktycznie wszystkie pieniądze wydawałem na płyty. Teraz wracam do słuchania muzyki i najlepiej słucha mi się (nadal) amerykańskiego hip-hopu – to jest teraz taka wypadkowa wszystkiego co w muzyce nowoczesne i dobre. Hip-hop skończył się kreatywnie w poprzedniej dekadzie i był głównie maszynką do robienia pieniędzy, a teraz mamy kolejną falę nowych brzmień – Kendrick Lamar, Kayne West, Run The Jewels, The Death Grips czy mój ulubiony Quasimoto (Madlib) – ale to już w sumie było w zeszłej dekadzie. Jeśli chodzi o inne rzeczy, to teraz słucham głównie takich ludzi, którzy są może mało znani, ale są w jakiś sposób innowacyjni, jeśli chodzi o kunszt producencki. Można ich przede wszystkim znaleźć na SoundCloudzie. Mam tam taką swoją playlistę, na którą dodaję sobie takie "smaczki". I nadal słucham raczej muzyki w celach edukacyjnych. Jedynie jakoś ten hip-hop mnie wyłącza i potrafię odpłynąć i nie myśleć o sobie jako muzyku.
Kiedyś powiedziałeś, że w miarę wzrostu popularności planujesz powiększyć skład. To już ten moment?
Milky Wishlake
Moim zamysłem jest trio i na pewno już wkrótce uda nam się tak zagrać – doda nam to pewnie większej swobody w aranżowaniu koncertów. Fred Jacobsson (gitara basowa w Dancer), który docelowo będzie w naszym składzie, gra z nami już od dawna (na razie jestem ja i bębniarz Peter Somos), znamy się ze studiów i świetnie nam się współpracuje. Pewną dynamikę pracy wypracowaliśmy już tam, w Rotterdamie – rozumiemy się i lubimy robić to razem. Później byłoby fajnie, gdyby to był kwartet, ale bardziej zależy mi na wymienności funkcji, żeby każdy mógł sprawdzać się w różnych rolach. Znam muzyków, którzy wejdą w to od razu, ale ten moment musi jeszcze nadejść. Liczę na to, że to już niedługo.
SO!MUSIC
Uważasz, że polska scena jest przygotowana na kogoś takiego jak Ty?
Milky Wishlake
Myślę, że mamy duże zapotrzebowanie na nową falę muzyki, czego dowodem jest wysyp wielu nowych artystów. Cieszę się, że udało mi się przebić do świadomości niektórych ludzi, ale nie jestem w stanie ocenić, jak to wszystko do końca się przyjmie, bo jeszcze kilka lat temu nikt by sobie nie wyobrażał, że ktoś będzie promował ludzi, którzy w domu tworzą sami, bez pomocy ogromnych wytwórni.
SO!MUSIC
Milky Wishlake
Pomysł narodził się naturalnie, w sprzyjających okolicznościach, bo mieliśmy do dyspozycji Teatr Rozbark w Bytomiu, w którym tańczyła moja dziewczyna, Sonia Egner przy okazji spektaklu Legendy z choreografią Kayi Kołodziejczyk. Miałem szczęście, bo cała obsada dała się przekonać do występu w klipie i z pomocą Sonii stworzyliśmy zarys scen oraz ogólny koncept. Podczas charyzmatycznego tańca we mgle Tomka Foltyna z kamerą, za którą stanął Sylwester Smigielski, narodził się motyw przewodni klipu – mężczyzna, który pod wpływem kobiety (idealna i wielowarstwowa Ilona Gumowska) staje się kimś, kim nie chce być, „grając według jej zasad”. Pojawiające się postacie to symboliczne emanacje sił i emocji, które można spotkać w związku. Końcowy efekt to zasługa niesamowitej energii i indywidualności przedstawionej przez świetnych polskich tancerzy, pomysłowości Sonii, dynamizmu Sylwestra za kamerą i mojego montażu, w którym to ułożyłem to wszystko w jakąś kosmiczną całość.
Kiedy możemy spodziewać się płyty?
Milky Wishlake
Planowo powinna wyjść w czerwcu. Muszę się spiąć i wziąć do pracy. Mam mnóstwo materiału, który aż się prosi, żeby go porządnie ogarnąć. Na brak pomysłów na razie nie narzekam.
0 komentarze: