You + Me - rose ave. [recenzja]
Ostatnio ciągle spotykam się z jakimiś "odkryciami" i "przełomowym wykorzystaniem dźwięków", moje uszy są bombardowane absurdalną ilością nowinek muzycznych, a zespoły mnożą się jak grzyby po deszczu. Właściwie nie do mnie należy decyzja czy powinniśmy to oceniać w kryteriach pozytywnego zjawiska, jednak czasem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wcześniej już to gdzieś słyszałam. Dlatego ogromnym dla mnie zdziwieniem była płyta Rose Ave., dziecko cudownego duetu: Dallas'a Green'a oraz Alecii Moore, znanej szerzej jako Pink.
Sama obecność Pink w tym projekcie sprawiła, iż postanowiłam "pochylić" się nad tą płytą zastanawiając się, czy osoby tak znane jak Alecia czy Dallas są w stanie odciąć się od swojej dotychczasowej twórczości i zacząć coś zupełnie nowego, z inną energią i świeżością. Jakież było moje zdumienie, kiedy po raz pierwszy usłyszałam singiel You and Me - patrząc na scrobblowane utwory zapętlałam go ponad tydzień bez przerwy. Ujęło mnie folkowe brzmienie piosenki, przeszkadzajki i idealne (nie boję się tego powiedzieć!) dopasowanie głosów tej pary. I na dodatek tekst. Tekst, który wpada w ucho, jest cudownie szczery, zapada w pamięć i mówi… właściwie o czymś, o czym każdy z nas marzy, a nieliczni są w stanie doświadczyć. I całkiem szczerze, dawno nie słyszałam piękniejszej piosenki, która w całej swojej prostocie przenosiłaby tak ogromny ładunek emocjonalny od pierwszych dźwięków.
Słuchając całej płyty ma się wrażenie, że artyści odcięli się zupełnie od presji i nacisków wytwórni - dali się ponieść radości z tworzenia wspólnej muzyki i dreszczykowi emocji, towarzyszącemu zwykle momentom, w których wyrywamy się z ram nam narzuconych. Najbardziej chyba wyczuwam to w piosence Unbeliever, która swoim pozytywnym brzmieniem wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jednak te folkowe brzmienia poprzetykane są mocniejszymi, bardziej drapieżnymi momentami - przykładowo takim ostrzejszym wejściem zdecydowanie jest piosenka Capsized, w której da się wysłyszeć tak dobrze nam znaną chrypkę Pink i cudowne, miodowe góry Green'a. Również zachwycające wydać się może wykorzystanie instrumentów smyczkowych w połączeniu z gitarą akustyczną w kawałku Break the Cycle - nadają mu one charakteru i tego patetycznego sznytu ballady, które poza przekazem werbalnym, starają się przekazać też ogrom emocji.
Z całą moją nieukrywaną miłością do męskich ciepłych wokali nie mogłam się nie zakochać w piosence Love Gone Wrong, w której artyści odchodzą od dwugłosu i sprawiedliwie dzielą się zwrotkami, co pozwala w pełni pokryć się z ich przekazem muzycznym… by pod koniec zupełnie utopić się w szerokich dźwiękach, które nam serwują i ich (znów to powiem!) idealnie dopasowanych głosów. Z kolei Froam a Closet In Norway jest typowym "chillowym" utworem, który wydaje się być idealnym na jesienne wieczory z kakao w ręku. Oczywiście nie sposób w nim znów nie wyłapać, tak dobrze nam znanej, chrypki Pink, która ciągnie ze sobą w głąb utworu i zmusza do refleksji. Podobne emocje wywołuje u mnie piosenka Gently, w której ich piękne wokalne "zjazdy" po dźwiękach, po prostu wgryzają się w duszę słuchacza i otwierają go na cały przekaz, jaki chcieli zawrzeć artyści.
Mimo tego, iż cała płyta jest dość spokojna i melancholijna… zdecydowanie punktem "wyciskającym łzy z oczu" jest piosenka No Ordinary Love, która mnie personalnie poruszyła swoją głębią i prawdziwością smutku, jaki da się wysłyszeć w głosach wokalistów. Moim zdaniem takiego smutku nie można udawać - nie w muzyce, która z góry nastawiona jest na prawdziwy przekaz. Bardzo podobne odczucia mam w przypadku piosenki Open Door, w której raz jeszcze słyszymy tę cudowną harmonię, piękne ciepłe barwy i przepiękny tekst.
Właściwie jedyną piosenką, która nie do końca do mnie przemawia jest Second Guess. I wcale nie znaczy, że jest ona zła - po prostu moim zdaniem odstaje jakościowo od reszty ambitniejszych aranżacji.
Ten projekt był dla mnie czymś zupełnie "z kosmosu", czymś nie do wyobrażenia. A jednak finalnie zetknęłam się z czymś perfekcyjnym, dopracowanym w każdym szczególe i do bólu dobrym. Usłyszałam dziś, że sztuka powinna nas zmieniać, powinna powodować u nas "katharsis". I ta płyta taka jest - otwiera przestrzenie, przybliża gwiazdy i rozmiękcza serca z ogromną mocą, która w teorii powinna być sprzeczna z delikatnością i finezyjnością tej płyty. Na szczęście jedynie w teorii.
pięknie napisane. a co najważniejsze jestem zobligowany do przesłuchania płyty :))
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńI tak, płyta zdecydowanie musi trafić na listę 'must hear' :)