Peter J. Birch - Yearn [recenzja]
Autor: Magdalena Poprawa
8 września Peter J. Birch wydał swój najnowszy album Yearn. Mamy okazję posłuchać na nim Petera w nieco innej odsłonie, ale z pewnością każdy znajdzie na tej płycie coś dla siebie. Przeczytaj naszą recenzję tego wydawnictwa.
Wygraj najnowszy album Petera J. Bircha - Yearn! TUTAJ
Niekiedy zdarza się tak, że płyta podczas przesłuchiwania przyprawia o dreszcze, pojawiają się łzy... a niektóre albumy najzwyczajniej w świecie sprawiają, że siada się i patrzy przed siebie, zastanawiając się nad sobą samym. Ten trzeci typ należy do płyt "dojrzałych", o których nie powie się, że "wpadają w ucho", ale raczej, że "wgryzają się w duszę".
Album Yearn jest jedną z 11 płyt tej jesieni, które poleca SO!MUSIC.
Zobacz wszystkie wyróżnione albumy TUTAJ
Piotr Jan Brzeziński, znany szerszemu gronu odbiorców jako Peter J. Birch, ze swoją nową płytą zatytułowaną Yearn na pewno może zostać zaliczony do tej trzeciej grupy. Peter, po wydaniu swojej EP-ki w 2010 roku oraz swojej pierwszej długogrającej płyty w 2013 roku, teraz przedstawia się w trochę innej odsłonie, bardziej elektrycznej i eksperymentalnej niż poprzednio. Warto na pewno wspomnieć o tym eksperymentalnym aspekcie - aż cztery utwory z płyty zostały nagrane na tzw. setkę, czyli na żywo w studio nagraniowym, wyznaczając sobie granice maksymalnie dwóch podejść, aby nie zabić przekazu utworu i jednocześnie jak najwierniej oddać emocje w nim zawarte. To nowatorskie i jednak bardzo ryzykowne podejście zdecydowanie świadczy tylko na korzyść tego krążka.
Zaczynamy od prawdopodobnie najlepszej piosenki na tej płycie - Don’t know what to do about myself jest bardzo melodyjnym, delikatnym utworem, z bardzo wyważoną perkusją i świetnymi chórkami- zaśpiewanymi falsetem przez samego Petera. Sama końcówka jest dość nieoczekiwana, ale jak najbardziej wpływa jedynie na zwiększenie "energetycznego ładunku" tego utworu.
Utwór Close to you bardzo płynnie wpisuje się w klimat dwóch poprzednich utworów - swoją delikatnością i przejmującym głosem powala - takie wyznanie z ust mężczyzny chciałoby usłyszeć na pewno wiele kobiet.
Zupełnie nową odsłoną Petera jest piosenka Inexcusable blues, w której odchodzi on od folkowych brzmień na rzecz mocniejszych riffów, które nasuwają skojarzenie z Jack’iem White’m. Z kolei Graveside ze swoim mrocznym klimatem napawa niepokojem, wzmacnianym jeszcze przez wokal Petera, który stara się trochę "opowiedzieć" słuchaczowi o emocjach - nie tylko tekstem, ale też muzyką. Wstęp z Away from love przypomina trochę szkockie dudy, które po chwili cichną na rzecz niskiego, pełnego głosu i delikatnej, narastającej potem, gitary w tle - długie nuty wyciągane przez Piotrka i wbrew pozorom bardzo smutny tekst o szansach dawanych w życiu, nie nastraja z pewnością pozytywnie, ale brzmi pięknie. The story of a little white deer z kolei raczy nas dawką elektronicznych brzmień, wpada w ucho, choć tekst może się nam wydać dość śmieszny w porównaniu do ambitnej melodii.
Darkness bound brzmi cudownie - bardzo alt-country’owe dźwięki, lekko "zaciągane" słowa i tekst o ranach, których z pewnością w naszym życiu nikt nie uniknął - w tym przypadku to prawdopodobnie idealny przepis na dobrą piosenkę. To trochę tak, jakby słuchać odmłodzonego i mniej zachrypniętego Johnny’ego Cash’a.
Warta posłuchania jest zdecydowanie piosenka Home, w której Peter popisał się takimi rejestrami, których z pewnością wiele osób może mu zazdrościć. Dwugłos, pięknie przez niego nagrany, sprawia wrażenie, jakbyśmy słuchali genialnego duetu dwóch facetów, których głosy idealnie do siebie pasują i przenikają się. No cóż, okazuje się jednak już po chwili, że to jeden i ten sam facet, z pięknym dźwiękiem płynącym spod palców i w bardzo przemyślanym utworze.
Jedynym słabszym momentem płyty jest utwór Fate, który nie do końca pasuje do dźwięków, jakimi otula nas od początku płyty Peter J. Birch - zbyt dużo w nim bitów, które psują klimat, z jakim stykamy się przez całą płytę. Owszem, docenia się eksperymenty i nowatorskie podejście, ale w tym przypadku załamuje to trochę wyważenie, jakie kojarzy się z Peter’em.
Płyta jest zdecydowanie godna polecenia- nie bez kozery była przez nas promowana w ostatnim czasie tak często. Zalecamy poszerzyć swoje playlisty jesienne o te dziesięć utworów, z których nad każdym warto się zatrzymać i docenić ambicję artysty, kunszt i eksperymenty dźwiękowe. Kupując płytę pamiętajcie - nie obiecujemy, że nie uzależni!
0 komentarze: