SIA - 1000 Forms Of Fear [recenzja]
Autor: Czak Wojciech
1000 Forms Of Fear, najnowszy długogrający krążek w sporym już dorobku Sia, budzi początkowo mieszane uczucia, być może było to spowodowane naprawdę sporą ilością pokładanych w niej nadziei, które zbierały się po wydaniu ostatniej płyty We Are Born.
Możemy jednak spokojnie przetrzeć pot z czoła, niezwiązany z temperaturą za oknem, bo po komercyjnym sukcesie Tytanium i She Wolf – Davida Guetty, współpracy z Angel Haze, Eminem'em i Flo Rida oraz produkcją kilku kawałków dla Beyonce i Britney Spears, pani Furler nie postanowiła nagrać niczego podobnego (oprócz jednego kawałka, ale o tym za chwilę). Sia pozostała przy własnych klimatach, dalej typowo popowych, ale jakże charakterystycznych, za co należy się jej chwała i cześć.
Pierwsza połowa płyty – 6 utworów, z początku jest trudna do przełknięcia. Rozpoczynający świetny singlowy utwór Chandelier, w którym mamy przyjemność zapoznać się z siłą jej wokalu, jest skrojony wręcz idealnie i szybko wpada w ucho, ale również przemielony przez wszelkie stacje radiowe i kanały muzyczne w ostatnim miesiącu. Zaraz po nim następuje chwila odpoczynku i chyba jedyny moment, w którym powstrzymujemy swoje żądze przed wchłonięciem naraz całej płyty, cierpko-słodka ballada Big Girls Cry. To trzy i pół minuty z tych czterdziestu, które do tej pory nie obudziły we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji, dlatego myślę, że warto skupić się na kolejnych kawałkach - Burn The Pages i Eye Of The Neddle. Pierwszy z nich to mieszanka pozytywnych, przyjemnych dla ucha dźwięków i prostego, z początku topornego w odbiorze, ale z czasem bardzo przyjemnego refrenu. Drugi, to kolejny singiel zapowiadający płytę, pokłady miodu schowane głęboko w ciemnym lesie, dziwny i trudny przy pierwszym przesłuchaniu, a z każdym kolejnym aż prosi się o więcej. Natomiast Hostage wydaje się niepublikowanym utworem z We Are Born, który powinien znaleźć się między Clap your Hands a You've changed, pełen energii, z przytupem, posiadający refren chodzący ciągle po głowie, wzmagający dalszy apetyt. Na koniec pierwszej połowy, dostajemy trochę depresyjny, lecz bardzo ciekawy Straight for the night, który z powodzeniem mógłby znaleźć się na ścieżce dźwiękowej nowego Bonda.
Druga połowa płyty – kolejne 25 minut, jest już lekiem na całe zło. Polecam smakować od pierwszej do ostatniej sekundy, poczynając od Fair Game, gdzie nie można ucha oderwać od delikatnie wyciszonego głosu, który wzbiera na sile w refrenie, stając się cudownym zawodzeniem.
A kiedy skromność muzycznego podkładu zostaje w ostatniej minucie wzbogacona, endorfiny szaleją, a serce wyrywa się jak oszalałe, by przy Elasctic Heart zamrzeć pełne podziwu. Ósmy utwór na płycie jest jednym z najpiękniejszych muzycznych doznań od czasów Say it Right Nelly Furtado na równi z Soon Will Be Found z plyty People Have Real Problems. Kawałek powstał we współpracy z The Weeknd & Diplo, znalazł się na ścieżce dźwiękowej do filmu Igrzyska Śmierci i przyćmił nawet sam film. Z muzycznego osłupienia budzi nas świeże i przebojowe Free The Animals, by tanecznym krokiem dojść do największego zaskoczenia - Fire Meet Gasoline. Od samego początku każdy dźwięk wydaje się być znajomy, natomiast refren zupełnie nie daje nam spokoju. W głowie toczy się batalia myśli z typu tych upierdliwych - "skąd ja to znam?!" Rozwiązanie zagadki jest dość zaskakujące... Utwór jest niesamowicie podobny do słynnego już Hello Beyonce, ale ile ma z nim wspólnego, tego może dowiemy się po premierze. Już teraz trzeba jednak napisać, że jest o wiele żywszy, ciekawszy i bardziej soczysty. Jest też jednym z tych kawałków, które mogło by się słuchać non stop. Zaraz po nim następuje spokojny, dający chwilę oddechu Cellophane, który po raz kolejny odkrywa rewelacyjną wokalną paletę barw, jaką dysponuje Sia. Finał płyty to cudeńko same w sobie, siedmio minutowe podsumowanie, po którym ma się jeszcze większy apetyt i jednocześnie niedosyt.
Jak dla mnie, już teraz jest to płyta roku. Cztery lata czekania, i smuci tylko myśl, że na następną trzeba poczekać pewnie tyle samo.
0 komentarze: